Bobus, czyli hummus z bobem
W ubiegłym roku z racji mojej blogowej przerwy przegapiłem sporo fajnych sezonowych warzyw i owoców – m.in. truskawki, szparagi, borówki, maliny i bób. W tym roku nadrabiam. Truskawki były, szparagi odpuściłem, a zanim przejdę do malin i borówek (tak u mnie mówi się na jagody) będzie bób. Najpierw bobus, czyli hummus z bobu.
Bób odkryłem dość późno, jakoś na początku studiów. U mnie w domu strączków za bardzo się nie jadło, więc wszystkie cieciorki, fasolki, grochy i bób właśnie musiałem poznać sam. Zacząłem od wersji mrożonej i mojej sztandarowej niegdyś potrawy – kurczaka z bobem po indyjsku (pewnie wkrótce się pojawi).
Potem totalnie oszalałem na punkcie bobu i jadłem go na dziesiątki sposobów – solo, z makaronem i pesto, w sałatce, a także w hummusie, który pierwszy raz zrobiłem w zeszłym sezonie szukając jakiejś nowej przekąski na mocno alkoholowy weekend. Tym razem trochę go zaostrzyłem dodając harissy. Ale nie pasty, tylko suszonej i wędzonej prosto z Tunezji. Efekt przerósł moje oczekiwania, więc głupio by było się nim nie pochwalić. Tym bardziej, że bób zaczął już zmierzać po równi pochyłej do cen oscylujących wokół 3 zeta za kilo.
Składniki:
200g cieciorki (namoczonej przez noc i ugotowanej na miękko z łyżeczką sody oczyszczonej)
150g ugotowanego bobu bez łusek
1 łyżka pasty tahini
1 łyżeczka suchej harissy
1 łyżeczka octu balsamicznego
1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
1/2 łyżeczki kminku
1/2 łyżeczki utłuczonego pieprzy syczuańskiego
1-2 ząbki czosnku
2-3 łyżki oliwy z oliwek
Przygotowanie:
- Wszystkie składniki zmiksujcie na gładką pastę dodając niewielką ilość wody jeśli chcecie uzyskać bardziej płynną konsystencję